Najbardziej zgorzkniali ludzie, jakich kiedykolwiek spotkasz, to pracownicy umysłowi po 30-tce, którzy uczęszczali na zajęcia dla uzdolnionych w szkole podstawowej i klasy AP w szkole średniej, zdobyli 3,8 GPA na studiach, a teraz zarabiają 150-200 tys. dolarów na stanowiskach kierowniczych średniego szczebla w korporacjach po tym, jak nie udało im się rozwinąć osobowości lub umiejętności społecznych wymaganych do przywództwa i władzy. Ci ludzie spędzili całe swoje dzieciństwo wmawiając sobie, że są bardzo mądrzy i bardzo wyjątkowi – że pewnego dnia awansują w szeregach profesjonalnej klasy menedżerskiej, odziedziczą ziemię i będą mieli władzę nad sportowcami, którzy ich dręczyli, i cheerleaderkami, które im zaprzeczały – tylko po to, by obudzić się pewnego dnia u progu czterdziestki i znaleźć się w oświetlonym fluorescencyjnym parku biurowym na przedmieściach Ameryki. Zarabianie na tyle dobrej, by dać się złapać w pułapkę drogiego stylu życia, ale niewystarczającej, by kiedykolwiek poczuć się człowiekiem sukcesu, osiem szczebli głęboko w korporacyjnej hierarchii i wciąż 10 lat od posiadania jakiejkolwiek mocy decyzyjnej w swojej organizacji (jeśli w ogóle). Zamiast być panem wszechświata, spędzają całe dnie na spotkaniach i seminariach HR, przeglądając alerty Microsoft Teams, stojąc w korku i przesuwając pola tekstowe między prezentacjami PowerPointa przed spotkaniem szefa szefa z nowym właścicielem private equity, który przyleciał po południu z Greenwich w stanie Connecticut na pokładzie G550. Tymczasem wystarczająco wielu ich rówieśników wzbogaciło się już na bogatych – wielu z nich klepie po plecach chłopaków z bractwa lub "woo girls" z bractwa, które dostały 2,7 pensa na studiach, ale nauczyły się, jak zdobywać przyjaciół, wpływać na ludzi i, co najważniejsze, zawierać umowy – że zaczęli zdawać sobie sprawę, że wszystko, co strażnicy instytucjonalnego świata mówili im między przedszkolem a pierwszą pracą na poziomie podstawowym po studiach, było całkowicie oszukańcze. Zamiast projektować maszynę lub pociągać za dźwignie maszyny, są miazgą wprowadzaną do maszyny każdego dnia, ofiarami linii montażowej będącej własnością i obsługiwanej przez ludzi mniej inteligentnych od nich – mniej godnych niż oni – którzy jakimś cudem uciekli z taśmy produkcyjnej pomimo ich gorszych mózgów i niższych wyników testów. To nie jest to, co obiecywano im przez całe życie, to się nie sumuje i to nie jest sprawiedliwe. Ci ludzie są zbyt młodzi, aby myśleć o przejściu na emeryturę, ale zbyt starzy, aby myśleć o dokonaniu zmiany, czują się zablokowani i sfrustrowani, i to jest wina wszystkich, ale nie ich własna.
3,15M